Scroll to top

Koronawirus w klasztorze Sióstr Bernardynek… trudna rzeczywistość w czasie choroby.

Zakliczyńska Wspólnota Sióstr Bernardynek ma już za sobą doświadczenie choroby wywołanej przez wirusa SARS-CoV-2.

Dziękując Panu Bogu za przeprowadzenie nas przez to ciężkie doświadczenie, pragniemy podzielić się przeżyciami i w kilku słowach opisać klasztorną rzeczywistość w okresie choroby. A co najważniejsze, także i tą drogą, wyrazić ogromną wdzięczność wszystkim, którzy wspierali nas w tych trudnych chwilach i pomogli przetrwać czas największej słabości i bezsilności, kiedy człowiek sam niewiele może.

Choroba przyszła niepostrzeżenie – najpierw jedna siostra, potem druga i kolejne. Wysoka gorączka, trudne do zniesienia bóle: głowy, mięśni, całego ciała, ogromne osłabienie, duszności, kaszel. Początkowo wyglądało to na grypę, aż do momentu, gdy pierwsza „ofiara” z obawą stwierdziła, że straciła smak i węch. Nie było już żadnych wątpliwości. Koronawirus przebił się nawet przez klauzurę.

Chociaż nasze kontakty ze światem zewnętrznym zwykle nie są częste, podjęłyśmy obowiązujące kroki, dokonałyśmy zgłoszenia do właściwych instytucji i objęłyśmy klasztor i jego mieszkańców maksymalną izolacją. Na drzwiach wejściowych do klasztoru oraz na furcie umieściłyśmy kartkę z napisem KWARANTANNA i numerem kontaktowym, dla załatwienia ważnych spraw. Z bólem serca, by nie narażać nikogo, zamknięty został też kościół.

Jedyną zdrową osobą z klasztoru był Ojciec Kapelan, któremu z całego serca dziękujemy, że pomimo zagrożenia, dzielnie trwał na posterunku i służył wszelką pomocą i posługą. Każdego dnia, z zachowaniem wszelkich zasad i środków ostrożności, odprawiał Mszę Świętą i udzielał sakramentów.

Nasza modlitwa, choć wymagała dużego wysiłku, nie ustała nawet na chwilę. Siostry leżące modliły się w swoich celach, a jeśli któraś Siostra czuła się na siłach, przychodziła do kaplicy. W najtrudniejszych momentach modliły się tylko dwie siostry, tworząc dwa chóry. Ale nieustająco płynął do nieba cichy głos, który z pewnością był miły Bogu… Pan, nie pozostawił nas samych …

Dzisiaj, z własnego doświadczenia, możemy powiedzieć, że kiedy już nie ma siły na nic, a wszystko powierza się Bogu, wtedy dzieją się cuda! Pomimo rozwoju wirusa, w różnych jego odmianach, żadna z nas nie potrzebowała hospitalizacji ani respiratora. Pomocą medyczną służył nam Pan doktor z Brzeska, który codziennie wieczorem, drogą telefoniczną, sprawdzał nasze samopoczucie, udzielał cennych porad i podnosił na duchu. Serdeczne Bóg zapłać za tę opiekę.

Przez pierwsze dni, dwie siostry resztkami sił przygotowywały skromne posiłki i obsługiwały chorych domowników. Kiedy jednak i je złożyła choroba, z pomocą przyszli przyjaciele klasztoru, którzy jak ciche anioły zadbali o to, byśmy każdego dnia, przez ponad dwa tygodnie miały ciepły posiłek.

Gorący obiad był przywożony o stałej godzinie i zawsze smaczny… choć na początku mogłyśmy ocenić to tylko wizualnie, bo kiedy straciłyśmy smak, to obiad po prostu smacznie wyglądał. Dziękujemy bardzo w tym miejscu właścicielom TARNOWIANKI z Tarnowa, którzy podjęli się tego zadania i niesienia pomocy, nie bacząc na krążące wirusy (oczywiście z zachowaniem wymogów sanitarnych).

Wszystkim, dzięki którym łatwiej było nam przetrwać i pokonać chorobę, pragniemy z głębi naszych siostrzanych serc bardzo podziękować, zapewniając o wdzięcznej modlitwie. Dziękujemy wszystkim i każdemu z osobna. Szczególne podziękowanie kierujemy do naszego, zawsze uśmiechniętego i pomocnego w każdej biedzie Anioła, który tą akcję cateringową zainicjował i koordynował, organizując rzeszę wspaniałych ludzi o wielkich sercach, których gesty życzliwości i ofiarności pokazują, czym jest miłość bliźniego i bezinteresowność, która uprzedza prośbę i nawet na nią nie czeka…

Aktualnie jesteśmy już zdrowe, Wspólnota przetrwała naprawdę ciężkie chwile, choć dwie starsze Siostry nie wróciły jeszcze do pełni sił. Z wielkim smutkiem, w miniony piątek, pożegnaliśmy Sławka – syna naszego gospodarza zamieszkującego w przyklasztornych zabudowaniach, który przegrał walkę z COVIDEM i chorobami, z którymi od lat się zmagał.

Kochani Przyjaciele klasztoru, dziękujemy jeszcze raz, że jesteście z nami zawsze. Dzielicie radości, a w trudnych chwilach służycie pomocą. Wasze serca są naprawdę wielkie! Każdego dnia modlimy się za Was, za dobroczyńców i ofiarodawców kościoła i klasztoru Sióstr Bernardynek w Kończyskach. Dobro, które świadczycie, na pewno powróci do Was pomnożone. Niech się tak stanie.

BÓG ZAPŁAĆ!